24 kwietnia czekała nas kolejna
Biologiczna Noc, w której postanowiliśmy wziąć czynny udział. Tym razem celem
naszej podróży było I LO w Krotoszynie, które w to piątkowe popołudnie oraz
wieczór stawało się świątynią nauk przyrodniczych dla uczniów z okolicznych gimnazjów
oraz szkół ponadgimnazjalnych. Mieli oni okazję, by wziąć udział w zajęciach
prowadzonych przez pracowników, doktorantów oraz studentów Wydziału Nauk
Biologicznych i zaznajomić się z tym, czym być może przyjdzie im się parać,
jeśli w przyszłości zdecydują się na studia na naszej Uczelni.
Nasza
populacja nauczycielskich Sówek jest niezwykle otwarta i pozytywnie nastawiona
do udziału we wszelkich akcjach popularyzujących naukę. Gdy doktor Krawczyk
ogłosił, iż zbiera oferty zajęć na KNzB nie wahaliśmy się ani chwili! Efektem
tego było przygotowanie oferty 8 różnych zajęć (wykładów, warsztatów i gier),
które – ku naszemu zadowoleniu – przeszły pomyślnie kontrolę jakości.
W
piątek tłumnie zgromadziliśmy się przed autokarem, który miał nas dowieźć do
Krotoszyna. Choć godzina zbiórki była dobrze znana to i tak nie obyło się bez
kilku wpadek – Emilię zatrzymały niespodziewane procesy górotwórcze w rejonie
Psiego Pola, a Damian miał trudności z dostaniem się do swojego mieszkania, by
wziąć gry - zgodnie z opowieścią gdy wychodził to nie zabrał ze sobą kluczy, a
po powrocie drzwi były zamknięte na cztery spusty i nie reagowały na „sezamie,
otwórz się”. Na inne, mniej kulturalne zwroty również.
Po
zapakowaniu siebie oraz wszystkich niezbędnych przedmiotów do autobusu w końcu
wyruszyliśmy w podróż. Minusem było to, iż nasza wspaniała gromadka została
rozdzielona; część osób okupowała tył autobusu, w związku z czym Wojti co jakiś
czas rzucał nam pełne rozczarowania spojrzenia, gdyż sam siedział gdzieś w
środku. Interesujące wydaje się też tempo naszej podróży, bowiem chciałoby się
sparafrazować, iż „Pan Kierowca gnał, aż dotarł, gdzie dotrzeć miał”. W połowie
jest to prawdą, bo w końcu dotarliśmy do Krotoszyna, aczkolwiek nie udało się
uniknąć korków i ślimaczego poruszania się autobusu przy akompaniamencie
dźwięków „brum brum” wydawanych przez Remika.
Gdy
dotarliśmy na miejsce mieliśmy tylko 30 minut, by przygotować swoje sale do
zajęć. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż w klasach, gdzie miały
się odbyć „Mikroskopijne narzędzia
zbrodni” oraz „Roślinna geografia
historyczna” nie było ani laptopów, ani rzutników. Tak więc ja latałam za
nauczycielami, by załatwili nam potrzebny sprzęt, oni latali za potrzebnym
sprzętem, a potrzebny sprzęt, gdyby tylko mógł, to zapewne patrzyłby na to
wszystko z rosnącym zdumieniem i szeroko rozdziawioną buzią. Potem nastąpiło
odwrócenie sytuacji – tym razem nauczycielki latały za nami i goniły nas, byśmy
czym prędzej zgromadzili się na obiedzie. Cóż, sprzętu i tak jeszcze nie było, poza
tym jesteśmy studentami, więc wizja ciepłego obiadu zrobiła swoje. Z
napełnionymi brzuchami zaczęliśmy optymistyczniej spoglądać na cały chaos
licząc, że jakoś uda się go opanować. Nic z tego.
Gdy
wróciliśmy do klas przyszła do nas Dagmara i z przerażeniem w głosie
powiedziała, iż ktoś zabrał jej prywatnego laptopa. Pandemonium trwało więc w
najlepsze – znów ja latałam za nauczycielkami, a one starały się znaleźć
podprowadzonego z sali nr 14 Asusa. Na szczęście misja ratunkowa zakończyła się
sukcesem – laptop odnalazł się cały i zdrowy; był w pokoju nauczycielskim,
toteż sądzę, iż któryś z nauczycieli informatyki pomylił go z ich szkolnym
sprzętem (acz to jest już sprawa dla Rominy).
W
tym całym zamieszaniu ledwo zdążyliśmy z Remikiem przearanżować salę, podłączyć
laptop oraz rzutnik (tak, udało się coś dla nas znaleźć) i otrzeć pot z czoła,
gdy znów okazało się, iż ściga nas kadra nauczycielska z Krotoszyna. Zaraz
miało się zacząć uroczyste rozpoczęcie! Ruszyliśmy więc czym prędzej do auli..!
Część
oficjalna została przeprowadzona szybko i sprawnie, toteż już po kilku
minutach cieszyliśmy się z otrzymanych
podziękowań. Teraz nie pozostawało nic innego, jak ruszyć do swoich sal i
przeprowadzić ciekawe zajęcia.
W
zanadrzu mieliśmy kilka wykładów, jak choćby prowadzona przez Agę Wójcik
i Marka
Mokrzyckiego „Roślinna
geografia historyczna”, „Mikroskopijne
narzędzia zbrodni” w wykonaniu moim i Remika Zielińskiego, a Emilia Turek
witała uczniów pytaniem „Gdzie są nasze
ryby?”. Łukasz Auguścik przeprowadził zajęcia o „Śluzowcach – tajemniczych stworzeniach”, a
na koniec uczniowie mieli możliwość pooglądania robie różnych śluzowców pod
binokularami. Urozmaicony przebieg miały również zajęcia Natalii Dziubyny i Wojtka
Teodorowicza pt. „Biologiczna
Mafia”, ponieważ Wojti najpierw wprowadzał uczniów w tematykę
odpowiedzi immunologicznej, a potem Natalia prowadziła grę dla uczestników,
jaką była lekko zmodyfikowana mafia. Romina Szala wyszła do uczniów z zajęciami „Niewidzialne ślady – daktyloskopia”, a Ania Kimel
z pomocą Alicji
Lubańskiej przeprowadziła zajęcia „Ukryte
DNA”. W związku z tym Wielkopolska z powodzeniem może mieć teraz
swój CSI: Krotoszyn.
Naturalnie
należy jeszcze wspomnieć o naszej standardowej pozycji, czyli salonie gier – „Biologicznym Kasynie”, gdzie każdy z
uczniów zaczynał z pulą żetonów i mógł skończyć jak Bill Gates. W Kasynie
niepodzielnie rządził Adrian Kwiatek, który w zależności od potrzeb
przyjmował różne funkcje – konferansjera witającego uczniów, krupiera
rozdającego żetony oraz biologa koordynującego migracje uczniów do
poszczególnych stanowisk z grami. Magda Budzyńska obsługiwała grę o rozwoju
prenatalnym człowieka i co jakiś czas w zdumieniu unosiła brew słysząc radosne
okrzyki dziewczyn „Jestem zapłodniona!”. Piotrek Pawlak zajął się układem krwionośnym, Brenda Romaniuk
kręgowcami, a Damian
Sarnowski roślinami nagonasiennymi. Jeszcze nigdy w ‘Biologicznym
Kasynie” nie było tylu gier planszowych! Nic więc dziwnego, że uwagę przykuwali
„Milionerzy Zmysłów” prowadzeni przez Dagmarę Dyczko oraz gra karciana dotycząca
parków narodowych oparta na zasadach gry „Piotruś” prowadzona przez Małgosię Nickel,
która choć etatową Sową nie jest to jednak podjęła się dołączenia do naszej
wesołej gromadki w zastępstwie za naszą Viceszeryf SanYdrę.
W
miarę trwania zajęć zarówno my, jak i uczniowie coraz bardziej odczuwaliśmy
zmęczenie, stąd też nie obyło się bez ciepłych słów dla licealistów i
gimnazjalistów z naszej strony („Nie
wiem, czy wiecie, ale jest piątek, godzina 19., a Wy nadal jesteście w szkole.
Podziwiamy Was za to!”) oraz prób przepędzenia owego zmęczenia („Wstajemy wszyscy… ok i teraz dziesięć
podskoków! Dziesięć, dziewięć…”).
Po
szóstej turze uczniów mogliśmy już odpocząć… a raczej część z nas mogła,
ponieważ doktor Krawczyk, gdy spotykał kogoś kręcącego się bez celu po
korytarzu to bez wahania gonił takiego delikwenta do znoszenia różnych pakunków
z okazami i binokularami do autobusu. Potem zapakowaliśmy się my. A potem
byliśmy już we Wrocławiu.
Krotoszyn
przeszedł swój chrzest bojowy, jeśli chodzi o organizację takiego wydarzenia
popularyzującego naukę, a uczniowie biorący udział w tym przedsięwzięciu być
może dzięki temu trafią na studia do naszego Wydziału (na wszelki wypadek nie
mówiliśmy im nic o OZiRN-ie!). Podsumowując – Krotoszyńska Noc z Biologią była
dla Sów wielce ok!
Natalia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz