Choć Świdnicka Noc z Biologią przypadała na 12
czerwca, a więc czas, kiedy z ledwością wynurzaliśmy się z jednej tony skryptów
związanych z zaliczeniem ćwiczeń, by rzucić się w kolejną tonę skryptów
związanych z zaliczeniem egzaminów, nawet przez chwilę nie pomyśleliśmy o odpuszczeniu
sobie wzięcia udziału w tej imprezie popularyzującej nauki przyrodnicze.
W Świdnicy zaprezentowaliśmy
kilka tematów, które już wcześniej przewijały się w repertuarze poprzednich
nocy biologicznych i przyrodniczych. Były to:
- Gdzie są nasze ryby? prowadzone przez Emilię Turek, podczas których uczniowie zostali hojnie obdarowani gażdzetami, dowiedzieli się, które ryby w sklepie pochodzą ze zrównoważonego rybołówstwa i wyrazili swoje zdanie na temat tego, czy powinniśmy interesować się losem populacji ryb.
- Śluzowce – tajemnicze stworzenia, wykład prowadzony przez Łukasza Auguścika, podczas którego uczniowie dowiedzieli się m.in., że śluzowce wcale nie żywią się puszką po piwie, zaś ludzie żywić się mogą śluzowcami. Jak to w przypadku Łukasza bywa, całość została podana z humorem.
- Historyczna geografia roślinna zaprezentowana przez Marka Mokrzyckiego wprowadzała uczniów w świat owoców i warzyw. Dosłownie, bo Marek zachęcał uczniów do zgadywania, z jakiej części świata pochodzą dane owoce czy warzywa. Można mu też przypisać niezwykłe zasługi rozpowszechnienia słowa „kultywar” wśród młodzieży.
- Biologiczne Kasyno Professional, do którego zgłosiły się następujące Sowy: Sandra Chudak, Natalia Dziubyna, Anna Kimel, Adrian Kwiatek, Damian Sarnowski, Wojciech Teodorowicz, Ewelina Waleszczyńska, Aga Wójcik, Dagmara Dyczko, Piotr Pawlak, Magda Budzyńska, Remik Zieliński i moja skromna osoba. Niektórzy z nas występowali w roli prowadzących po raz setny, ale żeby uniknąć rutyny Sówki wystartowały z zupełnie nowymi grami, które spisały się rewelacyjnie, jak chociażby „Wojna”, „Tabu” czy „Chemiczny poker”.
Zmęczeni,
ale przede wszystkim zadowoleni i z uśmiechami od ucha do ucha na wspomnienie
co ciekawszych dialogów podczas gry w tabu, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie
i wsiedliśmy do autobusu, który na szczęście nie przeciekał, a kierowca -
niepomny zasad ruchu drogowego oraz kultury w werbalnej wypowiedzi – dowiózł nas
do Wrocławia. Jako ciekawostkę można dodać, iż mimo naszego natchnienia, by
śpiewać w drodze powrotnej, żaden pasażer nie doznał uszczerbku na zdrowiu
psychicznym :)
Natalia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz